
Fascynacja miejscami opuszczonymi przez człowieka towarzyszy mu od dawna. To ona zagnała go do Czarnobyla, miejsca od dziesiątków lat opuszczonego przez ludzi, ona kazała mu przyglądać się opuszczonym domom, fabrykom, a w końcu świątyniom greko-katolickim, które sfotografował i opisał, by przynajmniej w ten sposób ocalić od niepamięci.
Właśnie ukazał się I tom albumu z fotografiami opuszczonych cerkwi autorstwa Piotra Duraka. Promocja albumu miała miejsce 31 marca w Galerii ESCEK Domu Kultury SCK. O Piotrze Duraku, pisarzu, autorze reportaży, fotografie i podróżniku opowiedziała dyrektor SCK, Joanna Kruszyńska, która zachęcała do zapoznania się z albumem ,,Świątynie wygnane”.
Autor opowiedział o kilku wydarzeniach, które zaważyły na decyzji o wydaniu ,,Świątyń wygnanych”.
– Podczas moich wycieczek rowerowych po Pogórzu Przemyskim natknąłem się na opuszczoną świątynię greko-katolicką i doznałem szoku. Jako człowiek dużej wiary, wychowany w religii katolickiej oburzyłem się, że dopuściliśmy do tego, aby świątynia popadała w ruinę. To odczucie było tym silniejsze, że właśnie w tej niezwykle skromnej świątyni poczułem taką moc wiary, jak nigdzie indziej, chociaż zdarzało mi się modlić w pięknych, bogatych kościołach. Wtedy zapadła decyzja, aby udokumentować na fotografiach zapomniane cerkwie. – opowiadał Piotr Durak
Najpierw docierał do kolejnych cerkwi rowerem, potem samochodem, a zdjęcia umieszczał na facebooku. Fotografie wzbudziły zainteresowanie wielu ludzi, stąd kolejna decyzja: odnaleźć wszystkie ,,wygnane” cerkwie i wydać album z ich fotografiami. Okazało się, że jest 76 takich świątyni, głównie na Pogórzu Przemyskim i na Podlasiu. Piotr Durak opowiadał, że nie było łatwo skompletować wykaz tych cerkwi, jeszcze trudniej było do nich dotrzeć, a z cudem graniczyło dostanie się do wnętrza wielu z nich. Kilka anegdot o fortelach, jakich musiał użyć, aby przekonać księży (bo to oni głównie sprawowali pieczę nad zamkniętymi cerkwiami) do otwarcia świątyni, ubarwiło spotkanie z publicznością. Piotr Durak opowiadał też o karkołomnych wyczynach, jakich dokonywał, aby zrobić unikatowe zdjęcia. Przydały mi się moje umiejętności wspinaczkowe – mówił. Olbrzymim problemem były też ograniczenia techniczne, które stawały na przeszkodzie w robieniu fotografii. Musiał rozwiązywać problem dobrego oświetlenia obiektów dokumentowanych w cerkwiach, co było dużym wyzwaniem, choćby wtedy, gdy w budynku okna zabite były deskami.
Wysłuchał też bardzo wielu opowieści o historii świątyń, niektóre z nich były bardzo dramatyczne. – Zdarzało się, że w niektórych cerkwiach hodowano świnie, niektóre służyły za magazyny, a w jednej urządzono szalet. Niektóre ocalałe mają ,,złamany” krzyż. Gdy je zamykano, celowo przekrzywiano go na znak tego, że budynek nie ma już charakteru świątyni. W ten sposób poniżano te cerkwie – mówił autor albumu. Wspomniał także o tych, które już nie istnieją, bo rozgrabiono ich wyposażenie, a potem powoli materiały, z których były zbudowane. – Podobny los spotkał niektóre cmentarze rusińskie. Przyjechały trzy ciągniki, przymocowano do nich liny zahaczone o ściany świątyni, a potem ciągniki rozjechały się rozdzierając świątynię na kawałki. A przecież stawiali je dla Boga biedni Rusini, dla nich przedstawiały one niezwykłą wartość – mówił i dodawał – Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które mogą je zobaczyć. Czy uda się ocalić te, które się jeszcze uchowały?
Piotrowi Durakowi udało się dotrzeć do 76 cerkwi ,,wygnanych”. To pokłosie 8 lat pracy. Jako jedyny w Polsce zrobił zdjęcia tych świątyń nie tylko z zewnątrz, ale i wewnątrz. Niektóre zdjęcia przedstawiają obiekty, których już nie ma, bo w międzyczasie poszły do rozbiórki, inne są remontowane. Jednak większość jest prawie niedostępna do zwiedzania. Można je obejrzeć tylko z zewnątrz, jedynie do kilkunastu z nich można wejść bez przeszkód.
– Jedna z cerkwi wydawała się twierdzą nie do zdobycia. Toczył się o nią spór pomiędzy parafią rzymsko-katolicką a przedstawicielami greko-katolików. Rozmowy i przekonywanie nic nie dały, klucz do świątyni okazał się nieosiągalny. Pomyślałem, że jeszcze raz pojadę do tej cerkwi i spróbuję zrobić zdjęcie przez okno. Przypadkowo oparłem się o drzwi i one się otworzyły. Ucieszony zrobiłem w środku zdjęcia, wyszedłem, zamknąłem drzwi. Potem jeszcze raz nacisnąłem klamkę, ale drzwi nie dało się już otworzyć. To było tak, jakby ktoś chciał mi pomóc zakończyć moją pracę. – opowiedział na zakończenie autor albumu.